Prawda o transcendetalnej medytacji

CAŁA PRAWDA O Transcendentalnej Medytacji.

Medytacyjny fałsz, czyli władza i pieniądze.

W ostatnich czasach, zwłaszcza po wejściu do Unii Europejskiej, Polska stała się pożywką dla różnych szkodliwych sekt religijnych, wykorzystujących fakt niemal całkowitego braku znajomości w społeczeństwie ich korzeni. Pragną one przede wszystkim władzy i pieniędzy. O kompromitujących wyczynach destruktywnych kultów donosiła szeroko prasa na Zachodzie. Jednym z nich jest wyspecjalizowany w praniu mózgów i kontrolowaniu umysłów Ruch Transcendentalnej Medytacji, przedstawiany jako lekarstwo na wszelkie bolączki ludzkości.

Twórca techniki, Maheś Jogi, był uczniem pewnego wedantysty w Indiach. Kiedy się już usamodzielnił, sam sobie nadał tytuł maharisziego (wielkiego mędrca), przysługujący tylko określonej kategorii świętych! Przenosi się do Londynu, gdzie zakłada Międzynarodowe Towarzystwo Medytacji. Jednakże popularność zyskuje nie dzięki własnej duchowości lecz zespołowi muzycznemu „The Beatles”, który rozreklamował go w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku, kiedy prawdziwa joga i wedanta były jeszcze stosunkowo mało znane na Zachodzie.

Zaczął od organizowania kursów tzw. „medytacji transcendentalnej” (TM) płatnych po USD 400! Za tę cenę nieświadomi kursanci otrzymywali indywidualną mantrę (dźwięk medytacyjny) przejętą z hinduskich ksiąg świętych, mającą rzekomo prowadzić do oświecenia.

Pozostaje to w jawnej sprzeczności z tradycją jogi, w myśl której inicjacji w najwyższą technikę medytacji może udzielać wyłącznie samourzeczywistniony Guru (nauczyciel duchowy) w linii przekazu lub upoważniona osoba. Maheś nie był ani jednym, ani drugim. Natomiast sprzedawanie różnych mantr za pieniądze oznacza kupczenie duchowością. Nie mogą one zresztą doprowadzić ucznia do ostatecznego celu. O przewrotności takiego postępowania i komercyjnym charakterze całego przedsięwzięcia świadczy fakt, że wspomniany wedantysta udzielał nauk za darmo, a sam Maheś nie miał pozwolenia na pobieranie opłat. Działał więc wbrew własnej tradycji, popełniając poważne nadużycie.

W Indiach istnieje księga święta uważana za kwintesencję wszystkich natchnionych pism świata, mało znana na Zachodzie: Gurugita (Pieśń Guru). Podaje ona szczegółowe kryteria, na podstawie których można rozpoznać prawdziwego mistrza. Na pewno nie spełniał ich Maheś. Taki mistrz działa zawsze w ramach nieprzerwanej sukcesji oświeconych nauczycieli. Nigdy nie pobiera opłat za naukę medytacji – praktyka uważana za niedopuszczalną w każdej szkole duchowej.

„Cuda” na zawołanie

Następnie Maheś, wczuwając się w psychikę żądnych cudów mieszkańców Zachodu poprowadził kursy rozwijania zdolności parapsychicznych: „stawania się niewidzialnym” i „lewitacji” w cenie kilku tysięcy dolarów każdy. Plakaty i ulotki zachęcały: „Naucz się jogicznego latania”. Lecz zamiast lewitacji uczestnicy wykonywali na matach same wydłużone żabie podskoki. Nie miało to nic wspólnego z prawdziwym unoszeniem się w powietrzu jakiego doświadczało wielu świętych różnych religii, będącym skutkiem ubocznym rozwoju duchowego. Nazwa świadomie wprowadzała w błąd. Jak ujawniły niemieckie media, aby stworzyć wspomniane pozór posłużono się nawet trikami fotograficznymi i filmowymi! Oczywiście, nikt też nie został niewidzialnym człowiekiem.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że celem jogi jest osiągnięcie samourzeczywistnienia (oświecenia), czyli połączenie z ostateczną rzeczywistością – absolutem. W procesie tym nie ma miejsca na sztuczne rozwijanie nadprzyrodzonych mocy (siddhi). Demonstrowanie cudów obce było dawnym świętym: Krisznie, Buddzie, Jezusowi Chrystusowi (chociaż kapłani żydowscy namawiali go, by w ten sposób udowodnił swoje posłannictwo), Mahometowi. Podobnie jest ze współczesnymi uznanymi mistrzami.

Teksty hinduskie, np. Upaniszady, Purany, Jogasutry, Jogabhaszja, szczegółowo katalogują inne siddhi: zmniejszanie i powiększanie ciała oraz jego masy, dosięganie rzeczy odległych, przenikanie przez wodę i ziemię, wchodzenie w inne ciało, kontrolowanie otoczenia, stwarzanie i niszczenie, ożywianie zmarłych, nieograniczona wola, jasnowidzenie, jasnosłyszenie, przybieranie dowolnej postaci, ostateczne opuszczenie ciała. Jednakże część z nich jest dla współczesnego człowieka nieosiągalna, ponieważ nie ma on wystarczająco zdolnego umysłu. Co więcej, niewłaściwie wykorzystywane stanowią przeszkodę na drodze rozwoju duchowego, a także prowadzą do upadku. Prawdziwy Guru zmienia człowieka od wewnątrz, a nie za pomocą zewnętrznych znaków.

Pseudowedyjska doktryna

Odwoływanie się TM do nauki wedyjskiej stanowi kolejne wypaczenie, dezinformację mającą wywołać wrażenie „wierności pierwowzorowi”, obliczoną na brak znajomości zagadnienia u mieszkańców Zachodu.

Wedy to najstarsze hinduskie księgi święte spisane w postaci hymnów. Nauki Maheśa – odpłatna wymyślona medytacja, znikanie na zawołanie i pseudolewitacja – nie ma z nimi nic wspólnego, o czym każdy może się przekonać jeśli tylko zada sobie trud sięgnięcia do wspomnianych tekstów. Okres wedyjski (satjug) miał zupełnie odmienną charakterystykę od czasów współczesnych. Dominowali w nim riszi (mędrcy) pochłonięci praktykowaniem medytacji, składaniem ofiar i rozważaniami religijnymi.

Maheś stworzył dwanaście programów edukacyjnych mających za zadanie zbudowanie „idealnego społeczeństwa”, swoistego „raju na ziemi”. Jeszcze jedna utopijna koncepcja sprzeczna z naukami jogi, w myśl których świat przechodzi przez kolejno następujące po sobie epoki, każda o innym czasie trwania i odmniennej charakterystyce. Co prawda można postępowaniem wpływać na ich przebieg, ale nie da się zrobić raju na zawołanie, w wyniku zaplanowanych programów, zwłaszcza w wydaniu TM!

„Efekt Maharisziego”

Przyjrzyjmy się teraz rzekomym korzyściom płynącym z praktykowania TM, takim jak: „poprawa jakości życia, spadek przestępczości, rozwijanie wewnętrznego potencjału, wspomaganie zdrowia i kontaktów z innymi”. Jest to tzw. „efekt Maharisziego”. Badań go potwierdzających było ponoć ponad dwieście. Kult reklamuje się w mediach jako „potwierdzona naukowo, prosta, naturalna technika relaksacji”

W Polsce i na Zachodzie działają różne organizacje informujące o sektach religijnych. Chociaż nie wszystkie podawane dane odpowiadają prawdzie, dysponują one cennymi materiałami faktograficznymi. Publikują badania naukowe, zbierają relacje byłych wyznawców, w tym osób pokrzywdzonych. W ten sposób społeczeństwa usiłują bronić się przed kultami.

Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji oraz Śląskie Centrum Informacji o Sektach i Grupach Psychomanupilacyjnych w Katowicach określają TM jako działalność sekciarską. Podobny pogląd wyraziło wielu byłych członków ruchu zgłaszających się do Towarzystwa Transu w Sieci (TranceNet.org Society) w Stanach Zjednoczonych.

Organizacja ta przytacza wyniki studiów naukowych prowadzonych przez Narodową Radę Badawczą (National Research Council), które jednoznacznie wykazały brak skuteczności TM w rozwijaniu potencjału ludzkiego. Dane przedstawione przez sektę zostały zmanipulowane poprzez zastosowanie niewłaściwej metodologii.

Z kolei według innych badań u 62,9% osób praktykujących wystąpiły negatywne doznania: uczucie lęku i paniki, wzrost napięcia zamiast spodziewanego odprężenia, brak motywacji w życiu, ból, depresja, poczucie winy, objawy przypominające psychozę, destruktywne zachowanie, strach, gniew, rozpacz, a nawet skłonności samobójcze. Faktycznie wśród nauczycieli techniki odnotowuje się wysoką liczbę samobójstw. Analogiczne dane zostały opublikowane w czasopiśmie „Psychology Today” (Psychologia Dzisiaj) w 1978 r.

W badaniach niemieckich na 67 uczestnikach, aż u trzech czwartych stwierdzono szkodliwy wpływ na zdrowie.

Co prawda część osób donosiła także o pozytywnych wynikach terapeutycznych TM. Jednakże podobne rezultaty można uzyskać wykonując powszechnie dostępne, proste ćwiczenia relaksacyjne, bez konieczności płacenia obecnie aż USD 2.500 za mantrę, ryzykowania zdrowiem lub należenia do skompromitowanego kultu! Pod tym względem, według opinii wybitnego naukowca dr H. Bensona, profesora nadzwyczajnego medycyny z Uniwersytetu Harvarda, nie różni się w istocie od innych znanych rodzajów medytacji. Ponadto, nie jest skuteczna dla 10%-20 % populacji. W grupie studentek pływaczek K.E. Thiese i Sh. Huddleston nie zaobserwowały znaczącego wpływu na wydajność.

Podobnym mitem okazał się spadek przestępczości w pobliżu Uniwersytetu Maharisziego w Fairfield w stanie Iowa. J. Randi udowodnił to na podstawie akt miejscowego Departamentu Policji, Departamentu Rolnictwa Iowy i Departamentu Pojazdów Samochodowych.

Sam Maheś w ogłoszeniu prasowym oferował „Sprawdzony program wyeliminowania przestępczości w San Jose” w Kalifornii za sumę, bagatela, USD 5.000.000 rocznie! Oczywiście zarząd miasta nie dał się przekonać. Na podobne ogłoszenia zamieszczone w amerykańskiej prasie ogólnokrajowej również brakło chętnych.

Nie powiodły się próby wprowadzania TM do szkół w New Jersey w 1976 r. i w San Jose w 1995 r. Orzeczenia sądowe uznały je za niezgodne z konstytucją Stanów Zjednoczonych. Analogiczne przygotowania sekta poczyniła w Łodzi w 2008 r.

Taktyka ulega zmianie

Krytyka opisanych nadużyć finansowych i ujawnienie oszukańczych praktyk doprowadziły do spadku zainteresowania TM. W latach siedemdziesiątych pojawiła się ponadto konkurencja w postaci rozlicznych orientalnych sekt lansowanych przez kolejnych fałszywych mistrzów przybywających gromadnie zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych. Mieszkańcy Zachodu mieli także możność szerszego zapoznania się z naukami autentycznych szkół duchowych. Coraz mniej było chętnych do płacenia krociowej sumy za mantrę. Od Maheśa odeszli członkowie zespołu „The Beatles”.

Co więcej, na jego reputacji zaciążyły skandale seksualne. Były zarządca TM z siedemnastoletnim stażem Bronte Barter w artykule internetowym ujawnił dwa przypadki molestowania kobiet przez żyjącego w celibacie mnicha.

Jeden z najbliższych uczniów Szwed Conny Larsson w opublikowanej autobiografii podaje, że opuścił organizację po tym, jak przekonał się o podobnych wyczynach Maheśa w stosunku do dziewcząt obsługujących korespondencję. Wykorzystywana seksualnie była również sympatia przywódcy Linda Pearce.

W wywiadzie prasowym udzielonym na łamach czasopisma „Rolling Stone” Jon Lennon z „The Beatles” oświadczył, że Maheś usiłował zgwałcić swoją uczennicę, znaną amerykańską aktorkę Mia Farrow.

Wszystko to zmusiło Maheśa do poszukiwania nowych terenów agitacji, takich jak Polska, gdzie jego kompromitujące wyczyny nie były jeszcze znane opinii publicznej. Obmyślił też inne formy zyskownej działalności: podążanie za modną już wówczas ajurwedą (tradycyjną medycyną indyjską) i wastu (indyjską sztuką mieszkania). Ponieważ w tych dziedzinach był również ignorantem, za zarobione pieniądze najął niektórych znanych specjalistów z Indii, aby za niego wykonali robotę.

W ostatnich latach życia zachłanność przywódcy osiągnęła szczyt. Stworzył fikcyjny „światowy rząd”, tzw. „globalną wioskę światowego pokoju”, w którym po wpłaceniu kwoty miliona dolarów uczeń zyskiwał prawo przebywania w jego towarzystwie oraz otrzymywał tytuł „króla” i złotą koronę do noszenia na głowie!

Wspomniany B. Barter scharakteryzował osobę Maheśa następującymi słowami: „zwodziciel poszukujących, łowca umysłów, złodziej dusz”.

Naturoterapeuta Miłosz Woźniak

Skontaktuj się z nami

Zapraszamy na konsultacje do gabinetu lub udziału w turnusie terapeutycznym